Nie pamiętam kiedy zeszliśmy ze sceny, pamiętam jak staliśmy i płakaliśmy... Jak przytulaliśmy te biedne zrozpaczone dziewczyny. Te łzy, morze łez wylanych przez nas i dziewczyny. Pamiętam jak Hazz sprowadzał Dona że sceny bo nie miała już na nic siły... Telefon Pezz do dziewczyn z Little Mix by odwołały wywiad... Pamiętam że przyjechała Eli, zapłakana i niewyspana... Pamiętam widok Nat zniesionej zza sceny przez Li, była całą popuchnięta od płaczu... Serce złamało mi się na sam widok wątłe ciała tej młodej dziewczyny, nie zasłużyła na to by tak cierpieć zwłaszcza że to były wakacje, jej wakacje... Łzy znów napłynęły mi do koncików oczu, na samo wspomnienie tych chwil... Chciałem zatrzymać je tam ale były silniejsze i wpłynęły po moich policzkach... Otarłem je wierzchem mojej dłoni.
- Niall - poczułem na ramieniu dłoń Nat - nie płacz, proszę...
- Ja.. Jaaa, nie płaczę...
- Przecież widzę - wyszeptała i przytuliłem się do mnie.
- Boooo... To boli, bardzo boli. Był moim przyjacielem, bardzo ważnym dla mnie - płakałam.
- Nie płacz, prosze. Twoje łzy sprawiają mi ból, też cierpię nie potrafię zapomnieć a przecież ja nie byłam jego przyjaciółka od lat, prawie go nie znałam - załkała w moje ramię.
- Dobrze, spróbuje się uspokoić. Gdzie Liam? - zapytałem by odwrócić jej uwagę...
- Nie wiem, poszedł gdzieś nie śledzę go przecież.
- Spokojnie Nat, co się tak spinasz?
- J-ją, sie nie spinam - wydukała.
- Dobra, nie naciskami - lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy, doskonale wiem że on jej się podoba i to z wzajemnością...
- Przejdziemy się gdzieś?? - zapytała.
- Właściwie to nie mam ochoty nigdzie wychodzić, to ciągle dla mnie trudne. Wiem że minęło już kilka dni od jego śmierci ale nie potrafię sobie z tym na razie poradzić - szepnąłem.
- Spoko, to może oglądaniem jakiś film czy coś...
- Jasne, chodź... Wybierz coś ją zaraz przyjdę - pociągnął ją do salonu.
Film z Nat niezbyt odwrócił moją uwagę od minionych wydarzeń, ale zrozumiałem dlaczego Liama tak bardzo do niej ciągnie, była cudowną osobą i pomimo że moje serce należało już na zawsze do Lou to ona zmniejszyła ból po jego śmierci. Wiedziałem że gdyby Li nas zauważył byłby zazdrosny ale właściwie nie robiło to dla mnie różnicy, kochałem tylko jedną osobę a jej już nie było... Odeszła, odszedł... Piekielne łzy znów zagościł w koncikach moich oczu i powoli zaczęły mimowolnie cieknąć z moich oczu.
- Prosiłam byś nie płakał - powiedziała i chciała dotrzeć moje łzy.
- Hym, Hym... Nie przeszkadzam państwu?? - miałem rację był zazdrosny, a skoro Nat czuła się że mną tak swobodnie to ich "związek" nie był dokładnie określony...
- Li!!- krzyknęła Nat i przekroczyła przez oparcie kanapy.
- Hej sweeaty - powiedział Li, uspokajając się i przytulajac swoją podopieczną, przyjaciółkę, dziewczynę sam niewiem kim ona dla niego teraz była.
- Gdzie poszłeś?? Obudziłam się a ciebie nie było - w b ej oczach zaświeciły łzy...
- Baby jesteś tu od kilku dni i chyba jeszcze masz zamiar zostać. Pojechałem z Harrym po ciuchy dla ciebie i Dony i wymeldować was z hotelu. W końcu jesteśmy w Lonynie, po co macie płacić za pokój skoro macie nas - cmoknął ją w czubek nosa i zaniósł walizkę do SWOJEJ sypialni a przecie były tu jeszcze 3 wolne pokoje... Teraz miałem pewność że coś ich łączy.
- Li czemu, nie dasz jej własnego pokoju - zapytałem niepewnie.
- Boooooooo... Yyyy.... Nooooooooo.... Ona ma koszmaru w nocy, wolę być blisko - wybrnął ale wiedziałem że skłamał.
- Ahhha - Otarłem i wróciłem do biernego oglądania filmu, Nat poszła z Li. Zayn był gdzieś z Pezz, Hazz ciągle zajmował się Doną jakby była małą dziewczynka a ją w tym momencie zostałem sam z własnymi myślami.
- Niall UŚMIECH - zawoasłał Louis...
- Lou, przecież się uśmiecham - odparłem i spoliczkowałem delikatnie przyjaciela... Byliśmy na planie teledysku do "Kiss You" a ja i Lou nie mieliśmy ochoty na pracę... Poszliśmy do kawiarni niedaleko, ulice były prawie puste więc żadna fanka nas nie zazepiła, zwróciliśmy sobie po kawie i po odebraniu zamówienia poszliśmy na krótki spacer...
- Niall, musimy im w końcu.powiedzieć - zaczął Lou...
- Ale, przecież... Nie możemy - jąkałem się...
- Chcesz żyć ciągle w kłamstwie, chcesz udawać że tylko się przyjaznimy? Że ja i Eli tworzymy szczęśliwy, udany związek... Jesteśmy przyjaciółmi, jest dla mnie jak siostra ale tylko siostra. Kocham ciebie Niall, proszę powiedzmy im w końcu. Obe zasługują na szczerość w końcu to nasz fanki i nasi bracia....Zaslujuja na szczerość - w oczach mojego towarzysza zaświeciły cukierki łez a mi o mało nie pękło serce. Lou zbliżył się do mnie, chwycił mnie za nadgarstka i pociągnął do drzewa... Oglądnął się za siebie, sprawdzając czy nikogo tu nie ma po czym zbliżył się do moich ust jeszcze bardzej i...
- To co oglądamy dalej ten film? - zapytał Li wyrywając mnie z wspomnień i wskazując z Nat na kanapę...
- Eeee, jasne - odparłem, trochę wdzięczny że wyrwał mnie z tego amoku a trochę przerażony tym że Nat miała rozwaloną fryzurę i zapinała suwak sukienki...
- Yyyy, co wy tam... Co robiliście -zapytałem niepewnie.
- Nic... - powiedzieli, a właściwie krzykneli równocześnie...
- Łaskotaliśmy sie - dodał Liam.
- On mnie łaskotał - protestowała Nat, a na twarzy Liama pojawił się wielki rumieniec.
piątek, 31 stycznia 2014
Part 4
Rekord VEVO!!!!!
PRZECZYTAJCIE TO!:
Dzisiaj o 17:00 wychodzi teledysk do Midnight Memories.
"POBIJAMY REKORD VEVO!"
- WYLOGUJ SIĘ z konta na YouTube (jeśli tego nie zrobisz, to będzie tak jakbyś obejrzał/obejrzała teledysk nawet 100 razy, a i tak się naliczy tylko raz!)
- Musisz obejrzeć co najmniej 70% filmu bez zatrzymywania i przewijania (teledysk będzie miał ok. 4 min, więc po 3 min można odświeżyć)
- Odświeżaj stronę (nie klikaj replay)
Otwierając kilka kart:
Godzina = 60 minut
1 wyświetlenie = ok. 3 minut
1 karta w ciągu godziny odświeżanie co ok. 3 minuty = 20 wyświetleń
6 kart w ciągu godziny odświeżanie co ok. 3 minuty = 120 wyświetleń
Otwierajcie jak najwięcej kart!
Rekord to: 19.3 mln wyświetleń
Uda nam się ! Zrobimy to dla naszych idoli !
Z góry dziękujemy za bicie z nami rekordu i czytanie naszego bloga.
Dona & Nat :D
Dzisiaj o 17:00 wychodzi teledysk do Midnight Memories.
"POBIJAMY REKORD VEVO!"
- WYLOGUJ SIĘ z konta na YouTube (jeśli tego nie zrobisz, to będzie tak jakbyś obejrzał/obejrzała teledysk nawet 100 razy, a i tak się naliczy tylko raz!)
- Musisz obejrzeć co najmniej 70% filmu bez zatrzymywania i przewijania (teledysk będzie miał ok. 4 min, więc po 3 min można odświeżyć)
- Odświeżaj stronę (nie klikaj replay)
Otwierając kilka kart:
Godzina = 60 minut
1 wyświetlenie = ok. 3 minut
1 karta w ciągu godziny odświeżanie co ok. 3 minuty = 20 wyświetleń
6 kart w ciągu godziny odświeżanie co ok. 3 minuty = 120 wyświetleń
Otwierajcie jak najwięcej kart!
Rekord to: 19.3 mln wyświetleń
Uda nam się ! Zrobimy to dla naszych idoli !
Z góry dziękujemy za bicie z nami rekordu i czytanie naszego bloga.
Dona & Nat :D
środa, 29 stycznia 2014
Part 3
Stałem jeszcze chwilę i płakałem, puściłem Done a ta wpadła prosto na Harrego, na szczęście ten maszybki refleks i złapał ją nim upadła na posadzkę... Klęknęłem przy łóżku Louisa, płakałem... Dużo płakałem, oni wszyscy sądzili że to były łzy rozpaczy po przyjacielu. Ale to było tylko złudzenie, my byliśmy czymś więcej niż przyjaciółmi. Ciekawe było to że nikt tego nie zauważył, tylko El wiedziała o co chodzi. Zapewne teraz będzie bardzo cierpieć, kochała go pomimo tego że ich zwiazek był tylko fikcją, wspierała go i zawsze była blisko. On też ją kochał, ale raczej jak siostrę a nie jak dziewczynę.
- Niall, chodźmy - powiedział w końcu Liam...
- Chwila...
- On by nie chciał byśmy cierpieli. Chciałby naszego szczęścia. Trzeba powiedzieć fanką... Trzeba im powiedzieć że płyta Take Me Home, że ta trasa to koniec... One... One zasługują na to - powiedział Zayn a po jego policzku pociekły łzy.
- C-chyba tak - łkałem, otarłem łzy i wstałem... Ostatni raz zerknąłem w stronę mojego Louisa, na zawsze pozostanie moim Louisem.
- Chodźmy - Harry chwycił Donę mocno w pasie i wyprowadził z sali, Liam podtrzymywał Nat a Zayn Pezz. Ja, ja zostałem sam. Lou, on ma anioły, sam nim teraz jest i będzie nad nami czuwał. Czas się przygotować na OSTATNI koncert... Nie wytrzymam teraz łez naszych kochanych dziewczyn...
Do wyjścia na scenę pozostała niespełnagodzina, niespokojnie chodzę za kulisami... To wszystko, to co ma dać dziewczyną jakąś namiastkę normalności mnie przytłacza. Scena, schody... Światła... Ludzie... Stroje... Louisa wprowadzająca poprawki, poprawiająca fryzury. Nie mogłem sobie znaleźć miejsca, dlaczego oni sie zachowują tak jakby sie nic nie stało, jakby to był normalny koncert...! Przecież my nawet nic nie zaśpiewamy, będą tylko słowai łzy... Dużo łez.
- Niall, chodź się uczesać - zawołała jedna z dziewczyn, poszedłem ale wcale nie miałem na to ochoty. Posiedziałem chwilę, dałem im się uczesać... Ubrałem się i czekałem...
Wyszliśmy na scenę, wolno... Cali zapłakani, fanki piszczały ale tylko chwilę... Gdy weszliśmy i stanęliśmy: LIAM, ZAYN, JA i HARRY czekały przez chwilę.... Była cisza, nie wiedziały co się dzieje. Na twarzach niektórych pojawiły się łzy ale pewnie myślały że Lou odszedł z zepołu dla El... Ale nie spodziewały się tego co miały usłyszeć...
- Hej kochane - zaczął Liam...
- Musimy coś wam powiedzieć -dodał Zayn
- Tylko obiecajcie że będziecie silne... - wtrącił Harry
-To bardzo ciężkie, dla nas... Dla was też na pewno nie będzie łatwe - powiedział Liam
- Louis... On... - zacząłem
- Odszedł - powiedział Harry i zaczął płakać, zaraz za nim ja... Potem chłopcy, fanki nie rozumiały ale w ich oczach już były łzy...
-On... Uratował dziecko, ale sam zginął. Lekarze, walczyli... Niestety nie przeżył - powiedział Zayn cały zapłakany a fanki wybuchnęły niepohamowanym płaczem...
- Nie płaczcie. Proszę - powiedział Liam...
- Lou o was nigdy nie zapomni, będzie nad wami czuwał tak jak i nad nami... Teraz zostanie prawdziwym aniołem, uosobienie anioła wkońcu nim się stał. Trafił tam gdzie powinien być, stał sie aniołem... - płakałem
- Nieeee!! - słyszałem od strony fanek... Płakały a ja, my chcielibyśmy każdą z nich przytulić, powiedzieć jej że na zawsze zostanie w naszym sercu... - Nieeee - płakały i krzyczały, niektóre upadły... Na szczęście inne pomagały im wstać...
- Chciałbym, chciałbym każdą z was uściskać i powiedzieć że będzie dobrze... Proszę, pamiętajcie że zawsze, że już na zwsze będziemy o was pamiętać... Ale... Ale to koniec... Kiedyś, kiedyś myśleliśmy że się nie skończymy ale śmierć jednego z nas... To coś co... Przepraszam - mówiłem, sam siebie nie rozumiałem liczyłem na to że one mnie zrozumiały.
- Właściwie... Skoro mamy czas to... Każdą z was przytulimy - powiedział Harry.
- Hazz! - syknął Liam widząc wzrok Paula i ochroniarzy...
- Zasługują na to... Skończyliśmy się niech dostaną choć tyle - zapłakał, a ja tylko przytaknęłem. Zayn też... Liam zrozumiał, też przytaknął. Ale dziewczyny stały w tak jak przed chwilą.
- Ale... Przedstawię wam kogoś wcześniej - powiedział Harry i zszedł ze sceny. Widziałem strach w oczach Dony ale ten ją pociągnął na scenę, za nią dla otuchy wyszła Pezz oddają Nat w ręce Louisy... Paul z ochroniarzami stał już przy nas.
- To jest Dona, ona... Pomogła mi, zakochałem się w niej. Mam nadzieję że wy także będziecie cieszyć się moim szczęściem - powiedział i mocno ją przytulił - proszę zrozumcie mnie, nie hejtujcie jej... Już dość cierpi, widziała śmierć Louisa. Jest bardzo delikatną osobą. Uszanujcie mój wybór. Proszę - powiedział i rozpłakał się jeszcze bardziej. Dona otarła jego łzy, oczy miała pełne bólu. Sama z trudem powstrzymywała łzy, ale w końcu nie wytrzymała i łzy pociekły po jej policzkach...
Dziewczyny podchodziły, przytulaliśmy je i robiliśmy sobie z nimi zdjęcia... Czasem coś mówiły, częściej milczały i płakały... W końcu jedna wzieła mikrofon leżący na stoliku...
- Posłuchajcie! To nie koniec, One Direction pozostanie w naszych sercach, mamy cudowne zdjęcia, cudowne wspomnienia. Mamy mnóstwo ich piosenek... Louis, on także pozostanie w naszych sercach... Odszedł jako bohater! JEST B-O-H-A-T-E-R-E-M! Na zwasze już nim pozostanie... Oni teraz zaczną nowe życie, ale to nie będzie dla nich łatwe, odszedł jeden z ich braci - ochroniarze chcieli ściągnąć ją ze sceny ale powstrzymaliśmy ich - NIGDY, N-I-G-D-Y nie przestaniemy ich kochać. Te wspaniałe momenty pozostaną w naszych serach i w ich sercach. Przeszliśmy tyle trudnych chwil, usłyszeliśmy tyle smutnych słów ale JA WIEM że było warto. Oni już nie zagrają, ale pozostaną. Już na zawsze. Cieszę się że Harry znalazł kogoś z kim dzieli te smutne, ciężkie dni - powiedziała i podeszła do Dony, która siedziała wtulona w Harrego, przytuliła ją... - Cieszę się że Zayn ma Perrie, choć do tej pory nie wierzyłam że są szczęśliwi - powiedziała i przyciagnęła do siebie też Pezz - Wierzę że Niall i Liam też spotkają dziewczyny swojego życia i też będą szczęśliwi.Cieszmy sie z nimi, smućmy sie z nimi... Ale nie hejtujmy już ich dziewczyn! Zjednoczmy się... - powiedziała a od strony tłumu usłyszałem
Shut the door
Turn the light off
I wanna be with you
I wanna feel your love
Chłopcy chwycili mikrofony... Dołączyli, pierwszą zwrotkę skończyliśmy razem... Potem Harry zaśpiewał sam, z fankami w tle... Potem znowu wszyscy... Potem ja... Mój głos zadrżał przy Like tonight's sky teraz miał śpiewać Lou... My zamilkliśmy, fanki śpiewały... Harry niepewnie zaczął swoją zwrotkę If we could only have this life for one more day. If we could only turn back time... I znów zaśpiewaliśmy razem, Zayn też wszedł gdy była jego kolej... Ale... Nikt nie wszedł w ostatniej zwrotce... Nagle usłyszeliśmy głos Pezz Your life, your voice your reason to be, zanim zaśpiewała 'YOUR' podała inny mikrofon Donie a ta zaśpiewała My love, my heart Is breathing for this po czym my dołączyliśmy i skończyliśmy... Pezz i Dona płakały wtulone w siebie i dziewczynę która chwilę wcześniej przemawiała... My staliśmy i płakaliśmy na swoich miejscach... Fanki stały i płakały...
- Niall, chodźmy - powiedział w końcu Liam...
- Chwila...
- On by nie chciał byśmy cierpieli. Chciałby naszego szczęścia. Trzeba powiedzieć fanką... Trzeba im powiedzieć że płyta Take Me Home, że ta trasa to koniec... One... One zasługują na to - powiedział Zayn a po jego policzku pociekły łzy.
- C-chyba tak - łkałem, otarłem łzy i wstałem... Ostatni raz zerknąłem w stronę mojego Louisa, na zawsze pozostanie moim Louisem.
- Chodźmy - Harry chwycił Donę mocno w pasie i wyprowadził z sali, Liam podtrzymywał Nat a Zayn Pezz. Ja, ja zostałem sam. Lou, on ma anioły, sam nim teraz jest i będzie nad nami czuwał. Czas się przygotować na OSTATNI koncert... Nie wytrzymam teraz łez naszych kochanych dziewczyn...
Do wyjścia na scenę pozostała niespełnagodzina, niespokojnie chodzę za kulisami... To wszystko, to co ma dać dziewczyną jakąś namiastkę normalności mnie przytłacza. Scena, schody... Światła... Ludzie... Stroje... Louisa wprowadzająca poprawki, poprawiająca fryzury. Nie mogłem sobie znaleźć miejsca, dlaczego oni sie zachowują tak jakby sie nic nie stało, jakby to był normalny koncert...! Przecież my nawet nic nie zaśpiewamy, będą tylko słowai łzy... Dużo łez.
- Niall, chodź się uczesać - zawołała jedna z dziewczyn, poszedłem ale wcale nie miałem na to ochoty. Posiedziałem chwilę, dałem im się uczesać... Ubrałem się i czekałem...
Wyszliśmy na scenę, wolno... Cali zapłakani, fanki piszczały ale tylko chwilę... Gdy weszliśmy i stanęliśmy: LIAM, ZAYN, JA i HARRY czekały przez chwilę.... Była cisza, nie wiedziały co się dzieje. Na twarzach niektórych pojawiły się łzy ale pewnie myślały że Lou odszedł z zepołu dla El... Ale nie spodziewały się tego co miały usłyszeć...
- Hej kochane - zaczął Liam...
- Musimy coś wam powiedzieć -dodał Zayn
- Tylko obiecajcie że będziecie silne... - wtrącił Harry
-To bardzo ciężkie, dla nas... Dla was też na pewno nie będzie łatwe - powiedział Liam
- Louis... On... - zacząłem
- Odszedł - powiedział Harry i zaczął płakać, zaraz za nim ja... Potem chłopcy, fanki nie rozumiały ale w ich oczach już były łzy...
-On... Uratował dziecko, ale sam zginął. Lekarze, walczyli... Niestety nie przeżył - powiedział Zayn cały zapłakany a fanki wybuchnęły niepohamowanym płaczem...
- Nie płaczcie. Proszę - powiedział Liam...
- Lou o was nigdy nie zapomni, będzie nad wami czuwał tak jak i nad nami... Teraz zostanie prawdziwym aniołem, uosobienie anioła wkońcu nim się stał. Trafił tam gdzie powinien być, stał sie aniołem... - płakałem
- Nieeee!! - słyszałem od strony fanek... Płakały a ja, my chcielibyśmy każdą z nich przytulić, powiedzieć jej że na zawsze zostanie w naszym sercu... - Nieeee - płakały i krzyczały, niektóre upadły... Na szczęście inne pomagały im wstać...
- Chciałbym, chciałbym każdą z was uściskać i powiedzieć że będzie dobrze... Proszę, pamiętajcie że zawsze, że już na zwsze będziemy o was pamiętać... Ale... Ale to koniec... Kiedyś, kiedyś myśleliśmy że się nie skończymy ale śmierć jednego z nas... To coś co... Przepraszam - mówiłem, sam siebie nie rozumiałem liczyłem na to że one mnie zrozumiały.
- Właściwie... Skoro mamy czas to... Każdą z was przytulimy - powiedział Harry.
- Hazz! - syknął Liam widząc wzrok Paula i ochroniarzy...
- Zasługują na to... Skończyliśmy się niech dostaną choć tyle - zapłakał, a ja tylko przytaknęłem. Zayn też... Liam zrozumiał, też przytaknął. Ale dziewczyny stały w tak jak przed chwilą.
- Ale... Przedstawię wam kogoś wcześniej - powiedział Harry i zszedł ze sceny. Widziałem strach w oczach Dony ale ten ją pociągnął na scenę, za nią dla otuchy wyszła Pezz oddają Nat w ręce Louisy... Paul z ochroniarzami stał już przy nas.
- To jest Dona, ona... Pomogła mi, zakochałem się w niej. Mam nadzieję że wy także będziecie cieszyć się moim szczęściem - powiedział i mocno ją przytulił - proszę zrozumcie mnie, nie hejtujcie jej... Już dość cierpi, widziała śmierć Louisa. Jest bardzo delikatną osobą. Uszanujcie mój wybór. Proszę - powiedział i rozpłakał się jeszcze bardziej. Dona otarła jego łzy, oczy miała pełne bólu. Sama z trudem powstrzymywała łzy, ale w końcu nie wytrzymała i łzy pociekły po jej policzkach...
Dziewczyny podchodziły, przytulaliśmy je i robiliśmy sobie z nimi zdjęcia... Czasem coś mówiły, częściej milczały i płakały... W końcu jedna wzieła mikrofon leżący na stoliku...
- Posłuchajcie! To nie koniec, One Direction pozostanie w naszych sercach, mamy cudowne zdjęcia, cudowne wspomnienia. Mamy mnóstwo ich piosenek... Louis, on także pozostanie w naszych sercach... Odszedł jako bohater! JEST B-O-H-A-T-E-R-E-M! Na zwasze już nim pozostanie... Oni teraz zaczną nowe życie, ale to nie będzie dla nich łatwe, odszedł jeden z ich braci - ochroniarze chcieli ściągnąć ją ze sceny ale powstrzymaliśmy ich - NIGDY, N-I-G-D-Y nie przestaniemy ich kochać. Te wspaniałe momenty pozostaną w naszych serach i w ich sercach. Przeszliśmy tyle trudnych chwil, usłyszeliśmy tyle smutnych słów ale JA WIEM że było warto. Oni już nie zagrają, ale pozostaną. Już na zawsze. Cieszę się że Harry znalazł kogoś z kim dzieli te smutne, ciężkie dni - powiedziała i podeszła do Dony, która siedziała wtulona w Harrego, przytuliła ją... - Cieszę się że Zayn ma Perrie, choć do tej pory nie wierzyłam że są szczęśliwi - powiedziała i przyciagnęła do siebie też Pezz - Wierzę że Niall i Liam też spotkają dziewczyny swojego życia i też będą szczęśliwi.Cieszmy sie z nimi, smućmy sie z nimi... Ale nie hejtujmy już ich dziewczyn! Zjednoczmy się... - powiedziała a od strony tłumu usłyszałem
Shut the door
Turn the light off
I wanna be with you
I wanna feel your love
Chłopcy chwycili mikrofony... Dołączyli, pierwszą zwrotkę skończyliśmy razem... Potem Harry zaśpiewał sam, z fankami w tle... Potem znowu wszyscy... Potem ja... Mój głos zadrżał przy Like tonight's sky teraz miał śpiewać Lou... My zamilkliśmy, fanki śpiewały... Harry niepewnie zaczął swoją zwrotkę If we could only have this life for one more day. If we could only turn back time... I znów zaśpiewaliśmy razem, Zayn też wszedł gdy była jego kolej... Ale... Nikt nie wszedł w ostatniej zwrotce... Nagle usłyszeliśmy głos Pezz Your life, your voice your reason to be, zanim zaśpiewała 'YOUR' podała inny mikrofon Donie a ta zaśpiewała My love, my heart Is breathing for this po czym my dołączyliśmy i skończyliśmy... Pezz i Dona płakały wtulone w siebie i dziewczynę która chwilę wcześniej przemawiała... My staliśmy i płakaliśmy na swoich miejscach... Fanki stały i płakały...
niedziela, 26 stycznia 2014
Part 2
Obudziłem się gdy aparatura podpięta do Lou zaczęła piszczeć, poderwałem się na równe nogi i stanąłem blisko łóżka.
- Jaki dziś dzień tygodnia- zapytałem sam siebie w myślach
Poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu, to była Dona. Dziwne że była tu bez Hazzy, od czasu wypadku ten nie odstępował jej na krok, ciągle był blisko. Wspierał ją gdy shiperki Larrego obwiniały ją za stan Lou, gdy prasa o niej źle pisała i gdy fanki ją wyzywały od najgorszych pomimo że była najlepszym co Hazze na świecie spotkało.
- Lou- szepnąłem
- Spokojnie - powiedziała i wtuliła się we mnie bardziej a po chwili do sali wbiegł Harry, kawę która ze sobą przyniósł złapała pielęgniarka a Dona rzuciła się na niego z płaczem. Ją upadłego fotel jak którym jeszcze przed chwilą siedziałem, właściwie spałem i śniłem o tym że wychodzimy z Lou z tego szpitala on słaby ale żywy ją szczęśliwy. Widziałem kolejne koncerty, słyszałem kolejne piosenki, czułem te wspólne posiłki a teraz wszystko działo się tak szybko. Po policzki wściekły mi pojedyncze łzy których nie poczułem mój mózg już wiedział co się dzieje, serce nie dopuszczało do siebie tych wiadomości ono ciągle wierzyło w to że spędzimy jeszcze mnóstwo wspólnych, wspaniałych chwil. Lekarze wbiegli do sali mi zdawało że trwa to już kilka godzin ale wskazówki zegara mówiły same za siebie, minęła dopiero niecała minuta. Moje policzki stawały sie coraz bardziej mokre, moje serce coraz bardziej pękało a Lou był już coraz dalej od nas. Maszyna pokazywała linie prostą, piszcząc. Lekarze walczyli, nie chcieli się poddać
Nie tak łatwo, lecz martwe ciało Lou nie chciało już ożyć. Wiedziałem że od teraz on będzie nad nami czuwał ale bardzo cierpiałem gdyż straciłem ukochaną osobę. Przez łzy mało co widziałem, poza zegarem który pokazywał mi że mijały kolejne minuty, poza lekarzami walczącymi o martwego już Lou, wiedziałem że odszedł bo moje serce pękło i już nic nie mogło mi go wrócić. Minęło prawie dwadzieścia minut nim jeden z lekarzy powiedział słowa, którymi Dona załamała się jeszcze bardziej
- Czas zgonu 1:32 pm, 14 czerwca 2013.
- Nieeee!!! -krzyknęła Dona
- Spokojnie kochanie, dobrze
Będzie dobrze - mówił ale sam nie wierzył w swoje słowa. Trzymał Done mocniej i całował w czoło, pielęgniarka chciała jej dac tabletki ale ich nie wzięła.
- Przykro nam, zrobiliśmy co.w naszej mocy. Gdybyśmy mogli zrobić cokolwiek więcej to byśmy to zrobili - mówił do mnie ale ja nie dopuszczałem do siebie niczego - proszę pana? Hallo?? Niall?
Nagle przypomniałem.
- Boże Lou, dlaczego? Dlaczego odeszłeś? Lou - płakałem - czuwaj nad nami, kochammmmyyy cię - nad ostatnimi słowami się musiałem zastanowić.
- Jaki dziś dzień tygodnia- zapytałem sam siebie w myślach
Poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu, to była Dona. Dziwne że była tu bez Hazzy, od czasu wypadku ten nie odstępował jej na krok, ciągle był blisko. Wspierał ją gdy shiperki Larrego obwiniały ją za stan Lou, gdy prasa o niej źle pisała i gdy fanki ją wyzywały od najgorszych pomimo że była najlepszym co Hazze na świecie spotkało.
- Lou- szepnąłem
- Spokojnie - powiedziała i wtuliła się we mnie bardziej a po chwili do sali wbiegł Harry, kawę która ze sobą przyniósł złapała pielęgniarka a Dona rzuciła się na niego z płaczem. Ją upadłego fotel jak którym jeszcze przed chwilą siedziałem, właściwie spałem i śniłem o tym że wychodzimy z Lou z tego szpitala on słaby ale żywy ją szczęśliwy. Widziałem kolejne koncerty, słyszałem kolejne piosenki, czułem te wspólne posiłki a teraz wszystko działo się tak szybko. Po policzki wściekły mi pojedyncze łzy których nie poczułem mój mózg już wiedział co się dzieje, serce nie dopuszczało do siebie tych wiadomości ono ciągle wierzyło w to że spędzimy jeszcze mnóstwo wspólnych, wspaniałych chwil. Lekarze wbiegli do sali mi zdawało że trwa to już kilka godzin ale wskazówki zegara mówiły same za siebie, minęła dopiero niecała minuta. Moje policzki stawały sie coraz bardziej mokre, moje serce coraz bardziej pękało a Lou był już coraz dalej od nas. Maszyna pokazywała linie prostą, piszcząc. Lekarze walczyli, nie chcieli się poddać
Nie tak łatwo, lecz martwe ciało Lou nie chciało już ożyć. Wiedziałem że od teraz on będzie nad nami czuwał ale bardzo cierpiałem gdyż straciłem ukochaną osobę. Przez łzy mało co widziałem, poza zegarem który pokazywał mi że mijały kolejne minuty, poza lekarzami walczącymi o martwego już Lou, wiedziałem że odszedł bo moje serce pękło i już nic nie mogło mi go wrócić. Minęło prawie dwadzieścia minut nim jeden z lekarzy powiedział słowa, którymi Dona załamała się jeszcze bardziej
- Czas zgonu 1:32 pm, 14 czerwca 2013.
- Nieeee!!! -krzyknęła Dona
- Spokojnie kochanie, dobrze
Będzie dobrze - mówił ale sam nie wierzył w swoje słowa. Trzymał Done mocniej i całował w czoło, pielęgniarka chciała jej dac tabletki ale ich nie wzięła.
- Przykro nam, zrobiliśmy co.w naszej mocy. Gdybyśmy mogli zrobić cokolwiek więcej to byśmy to zrobili - mówił do mnie ale ja nie dopuszczałem do siebie niczego - proszę pana? Hallo?? Niall?
Nagle przypomniałem.
- Boże Lou, dlaczego? Dlaczego odeszłeś? Lou - płakałem - czuwaj nad nami, kochammmmyyy cię - nad ostatnimi słowami się musiałem zastanowić.
Przepraszam że taki krótki ale no cóż, nie napiszę w nim nic więcej... Przepraszam za błędy ale pisany na telefonie :(
czwartek, 16 stycznia 2014
Part 1.
Siedziałem
w oknie, widziałem Lou wychodzącego z hotelu a za nim ochroniarzy. Pamiętam jak
się odwrócił i uśmiechnął, pomachał mi. Żałowałem że w nocy się nie wymknęłem
do niego, że go nie przytuliłem. Nie pocałowałem i że mu nie powiedziałem jak
bardzo go kocham. I wtedy ten idiota wyjechał zza rogu, Lou stał na chodniku
ale ten mały chłopczyk nie. Rzucił się by odtrącić malucha z jezdni, ale sam
nie uciekł. Samochód w niego uderzył a ja zeskoczyłem z parapetu na którym
siedziałem i wybiegłem najszybciej jak umiałem, tak szybko na ile pozwalało mi
chore kolano. Słyszałem trzaśnięcie odbitych drzwi w głębi duszy widziałem
zdziwione miny chłopaków. Potem usłyszałem damski głos, wiedziałem że to Dona
- Boże! Louis! – jej głos był pełen przerażenia, przyśpieszyłem. Wiedziałem że oni wybiegli już za mną. Ludzie już się zbiegli, ktoś reanimował Louisa. Słyszałem krzyki przerażenia. Widziałem fanki, które dzień wcześniej były na koncercie. Nie podbieły do mnie, stały tylko i płakały. Do mnie nie docierało ci się dzieje, usłyszałem pogotowie było gdzieś daleko. Dona wybiegła z hotelu a za nią chłopaki. Podbiegła do Lou, sprawdziła tętno a po jej policzkach pociekły pojedyncze łzy, dziewczyna która go reanimowała zamieniła się z nim. Po jakichś dzisięciu minutach Dona nie miała siły, Harry ją odciągnął a do mojego przyjaciela szybko doskoczył jakiś facet. Ja stałem jak wmurowany. Dona ledwo trzymała się na nogach, miała na sobie T-Shirt Harrego, który wtedy ją mocno przytulał. Ja ciągle się nie ruszałem, nie chciałem wierzyć w to co się dzieje. Jeszcze pięć minut temu mówił że zaraz wróci a teraz sanitariusze się nad nim pochylali i przypinali do aparatury. Harry szeptał coś do Dony, głaskął ją po włosach a w końcu cmoknął we włosy, dziwne było to żę fanki nie zareagowały.
- Nat! – szepnęła Dona gdy ta do nich podeszła, wyrwała się na chwilę z uścisku Hazzy, lecz o mało nie upadła i on ją spowrotem chwycił. Nat zobaczyła Louisa i oparła się na jakimś facecie, który strącił ją ze swojego ramienia. Na szczęście Liam stał blisko i ją przytrzymał.
- W porządku?
- Tak, chyba – odpowiedziała. Dona płakała, Harry ją uspokajał. Ja nie wierzyłem w to co się działo. Liam trzymał Nat jak by była małą dziewczynką, szklaną lalką i mogła się zaraz rozpaść na kawałki. Zayn, on stał z dziwnym wyrazem twarzy. Lou leżał i umierał na drodzę, choć wtedy tego jeszcze nie wiedziałem a ja, ja nie umiałem nic zrobić. W końcu rzuciłem się w jego stronę.
- Lou! Żyj Lou! Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie! – krzyczałem, ale nikt tak naprawdę nie rozumiał co się ze mną działo. Sanitariusze odciągneli mnie gdy dwaj inni wkładali na noszach Lou do karetki. Słyszałem jak odjeżdżają na sygnale. Ruszyłem w stronę hotelu, moi przyjaciele i Dona. I Nat ruszyli za mną. Ochroniarze nie chcieli wpuścić dziewczyn ale Harry im powiedział że Dona jest z nim a Nat z Liamem i nie robili problemów. Wbiegłem do swojego pokoju, pamiętam jak wyrzuciłem wszystko z walizki. Wyciągnęłem spodnie i bluzkę, szybko znalazłem buty i chciałem wybiec. Dona stała w krótkich spodnkach Perrie, które Zayn miał zawsze przy sobie i koszuli Hazzy. Nat stała tak jak przyszła. Harry zakładał buty nie spuszczając wzroku z Dony. Zayn stał już ubrany, rozmawiał z Liamem, który mówił coś do słuchawki. Ale do mnie nie docierały ich słowa. Chwyciłem za kluczyki.
- Nie będziesz prowadził, samochód czeka przed hotelem – powiedział Harry odbierając mi kluczyki i obejmując Done w tali. Ta chwyciła Nat za rękę i pocągnęła do drzwi gdy opuszczali apartament z Harrym. Szybko zgromili mnie wzrokiem więc ruszyłem za nimi, za mną reszta.
- Boże! Louis! – jej głos był pełen przerażenia, przyśpieszyłem. Wiedziałem że oni wybiegli już za mną. Ludzie już się zbiegli, ktoś reanimował Louisa. Słyszałem krzyki przerażenia. Widziałem fanki, które dzień wcześniej były na koncercie. Nie podbieły do mnie, stały tylko i płakały. Do mnie nie docierało ci się dzieje, usłyszałem pogotowie było gdzieś daleko. Dona wybiegła z hotelu a za nią chłopaki. Podbiegła do Lou, sprawdziła tętno a po jej policzkach pociekły pojedyncze łzy, dziewczyna która go reanimowała zamieniła się z nim. Po jakichś dzisięciu minutach Dona nie miała siły, Harry ją odciągnął a do mojego przyjaciela szybko doskoczył jakiś facet. Ja stałem jak wmurowany. Dona ledwo trzymała się na nogach, miała na sobie T-Shirt Harrego, który wtedy ją mocno przytulał. Ja ciągle się nie ruszałem, nie chciałem wierzyć w to co się dzieje. Jeszcze pięć minut temu mówił że zaraz wróci a teraz sanitariusze się nad nim pochylali i przypinali do aparatury. Harry szeptał coś do Dony, głaskął ją po włosach a w końcu cmoknął we włosy, dziwne było to żę fanki nie zareagowały.
- Nat! – szepnęła Dona gdy ta do nich podeszła, wyrwała się na chwilę z uścisku Hazzy, lecz o mało nie upadła i on ją spowrotem chwycił. Nat zobaczyła Louisa i oparła się na jakimś facecie, który strącił ją ze swojego ramienia. Na szczęście Liam stał blisko i ją przytrzymał.
- W porządku?
- Tak, chyba – odpowiedziała. Dona płakała, Harry ją uspokajał. Ja nie wierzyłem w to co się działo. Liam trzymał Nat jak by była małą dziewczynką, szklaną lalką i mogła się zaraz rozpaść na kawałki. Zayn, on stał z dziwnym wyrazem twarzy. Lou leżał i umierał na drodzę, choć wtedy tego jeszcze nie wiedziałem a ja, ja nie umiałem nic zrobić. W końcu rzuciłem się w jego stronę.
- Lou! Żyj Lou! Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie! – krzyczałem, ale nikt tak naprawdę nie rozumiał co się ze mną działo. Sanitariusze odciągneli mnie gdy dwaj inni wkładali na noszach Lou do karetki. Słyszałem jak odjeżdżają na sygnale. Ruszyłem w stronę hotelu, moi przyjaciele i Dona. I Nat ruszyli za mną. Ochroniarze nie chcieli wpuścić dziewczyn ale Harry im powiedział że Dona jest z nim a Nat z Liamem i nie robili problemów. Wbiegłem do swojego pokoju, pamiętam jak wyrzuciłem wszystko z walizki. Wyciągnęłem spodnie i bluzkę, szybko znalazłem buty i chciałem wybiec. Dona stała w krótkich spodnkach Perrie, które Zayn miał zawsze przy sobie i koszuli Hazzy. Nat stała tak jak przyszła. Harry zakładał buty nie spuszczając wzroku z Dony. Zayn stał już ubrany, rozmawiał z Liamem, który mówił coś do słuchawki. Ale do mnie nie docierały ich słowa. Chwyciłem za kluczyki.
- Nie będziesz prowadził, samochód czeka przed hotelem – powiedział Harry odbierając mi kluczyki i obejmując Done w tali. Ta chwyciła Nat za rękę i pocągnęła do drzwi gdy opuszczali apartament z Harrym. Szybko zgromili mnie wzrokiem więc ruszyłem za nimi, za mną reszta.
W szpitalu
prawie niczego mi nie powiedzieli, Lou leżał na OIOMie, jego stan był ciężki.
- Nic mu nie będzie, prawda? – pytała Dona przez łzy. To co się stało, jeszcze bardziej zbliżyło ją do Harrego, ale dziwnie mnie to uspokajało.
- Jak się czujesz? – zapytał mnie Harry gdy Dona zasnęła a chłopaki poszli z Nat po coś do jedzenia.
- Nie mogę w to uwierzyć – wyszeptałem a maszyny zaczęły pikać, zbiegli się lekarze. Krzyczeli coś do siebie, Dona się przebudziła a po jej policzku pociekła łza.
- Nie, tylko nie znowu to. Proszę Lou, bądź silniejszy od niego. Bądź silniejszy – wyszeptała i oparła głowę o ramię Harrego, ten mocno ją przytulił. Po kilku minutach lekarze wyszli, ale… Lou żył, wtedy jeszcze żył.
Gdy Nat i chłopacy przynieśli jedzenie nic nie przełknęłem, Dona też nic nie zjadła. Harry ledwo tknął sałatkę.
- Dona, jedz – powiedziała Nat.
- Nie jestem głodna.
- Dona! – krzyknęła Nat – Chyba nie chcesz by było tak jak ostatnio!?
- Nat. Nie. Jestem. Głodna – zaakcentowała każde słowo…
- Dona, proszę. Schudłaś piętnaście kilo ostatnio, nie możesz wrócić do normalnej wagi. Zjedz coś – błagała ją Nat.
- Dobra – powiedziła i zjadła sałatkę – zadowolona?!
- Powiedzmy – odszepnęła Nat. Pamiętam że wytłumaczyła Zayn’owi że pięć miesięcy temu umarł jej wujek, także w wypadku. Że nic nie jadła, popadła w depresję. Bardzo dużo schudła i że nie mogła wrócić do NORMALNEJ wagi. Harry, także, słuchał tej opowieści a na jego twarzy pojawił się strach, zaniepokojenie i złość – wszystko wymieroznę w Donę.
- Nic mu nie będzie, prawda? – pytała Dona przez łzy. To co się stało, jeszcze bardziej zbliżyło ją do Harrego, ale dziwnie mnie to uspokajało.
- Jak się czujesz? – zapytał mnie Harry gdy Dona zasnęła a chłopaki poszli z Nat po coś do jedzenia.
- Nie mogę w to uwierzyć – wyszeptałem a maszyny zaczęły pikać, zbiegli się lekarze. Krzyczeli coś do siebie, Dona się przebudziła a po jej policzku pociekła łza.
- Nie, tylko nie znowu to. Proszę Lou, bądź silniejszy od niego. Bądź silniejszy – wyszeptała i oparła głowę o ramię Harrego, ten mocno ją przytulił. Po kilku minutach lekarze wyszli, ale… Lou żył, wtedy jeszcze żył.
Gdy Nat i chłopacy przynieśli jedzenie nic nie przełknęłem, Dona też nic nie zjadła. Harry ledwo tknął sałatkę.
- Dona, jedz – powiedziała Nat.
- Nie jestem głodna.
- Dona! – krzyknęła Nat – Chyba nie chcesz by było tak jak ostatnio!?
- Nat. Nie. Jestem. Głodna – zaakcentowała każde słowo…
- Dona, proszę. Schudłaś piętnaście kilo ostatnio, nie możesz wrócić do normalnej wagi. Zjedz coś – błagała ją Nat.
- Dobra – powiedziła i zjadła sałatkę – zadowolona?!
- Powiedzmy – odszepnęła Nat. Pamiętam że wytłumaczyła Zayn’owi że pięć miesięcy temu umarł jej wujek, także w wypadku. Że nic nie jadła, popadła w depresję. Bardzo dużo schudła i że nie mogła wrócić do NORMALNEJ wagi. Harry, także, słuchał tej opowieści a na jego twarzy pojawił się strach, zaniepokojenie i złość – wszystko wymieroznę w Donę.
Przez kilka
dni czuwałem przy łóżku Louisa, starałem się nie wychodzić bez bardzo pilnej
potrzeby. Prawie nic nie jadłem. Nie chciałem go opuszczać. Wiedziałem że nasz
czas dobiega końca. W trakcie tych kilku dni Dona i Hazz bardzo się związali.
Liam, stał się dla Nat najlepszym przyjacielem. Perrie, przerwała trasę i
przyleciała do Zayn’a my po raz pierwszy odwołaliśmy koncert. Ale co to
zmieniało?! Zespół już nie istniał, bez Louisa nas nie było! Wszyscy
wiedzieliśmy że to koniec, ale nikt z nas się z tym nie godził. Siostry Louisa
ciągle mówiły że on jeszcze się obudzi, jego mama ciągle płakała. Ja też. Nikt.
ZUPEŁNIE NIKT NIE WIEDZIAŁ jak bardzo źle się czuję, traciłem przyjaciela.
Traciłem chłopaka, ale oni o tym nie wiedzieli. Teraz w gazetach górował wielki
nagłówek „Lou popełnia samobójstwo bo Harry zostawia go dla dziewczyny?” albo „Co
wspólnego z wypadkiem ma nowa dziewczyna Harrego?”. Dona nie czuła się z tym
dobrze, Harry jeszcze gorzej. Wszyscy mówili że to co się stało to skutek
rozpadu NIEISTNIEJĄCEGO związku Harrego i Louisa. Po nocach, gdy byłem sam z
Lou płakałem, mówiłem jak bardzo go kocham. Jak wiele mogliśmy jeszcze zrobić.
Rano gdy wstawało słońce a do Sali wchodzili lekarze zachowywałem się jak
przyjaciel a nie kochanek. Gdy nasi przyjaciele tu byli czułem się lepiej. Gdy
widziałem Done, to jak bardzo marniała z dnia na dzień chciało mi się płakać.
Wspierała ją Eleonor, „dziewczyna” Louisa, która wiedziała o naszym związku
jako jedyna. Była naszą przyjaciółką a teraz wspierała dziewczynę Harrego.
Perrie także bardzo się z nią zaptrzyjaźniła. Nat… Nat płakała nad Lou, przyjaźniła
się z Liamem i dziewczynami ale mało wychodziła.
- Czy on, jak długo… - zapytała El na kilka dni przed
śmiercią Lou.
- Nie wiem, lekarze dają mu tydzień, dwa. Ja… My go tracimy – powiedziałem i oparłem głowę o jej ramię, zaczęłem płakać.
- Ciii… Masz przyjaciół. Lou będzie czuwał nad nami, nad wszystkimi – powiedziała i chwyciła jego dłoń – Kocham Cię Lou, Niall też cię kocha – szepnęła ciszej.
- Dlaczego to akurat on?
- Bo ma dobre serce, ratował tego dzieciaka – powiedziała El i mocniej mnie przytuliła.
- Nie wiem, lekarze dają mu tydzień, dwa. Ja… My go tracimy – powiedziałem i oparłem głowę o jej ramię, zaczęłem płakać.
- Ciii… Masz przyjaciół. Lou będzie czuwał nad nami, nad wszystkimi – powiedziała i chwyciła jego dłoń – Kocham Cię Lou, Niall też cię kocha – szepnęła ciszej.
- Dlaczego to akurat on?
- Bo ma dobre serce, ratował tego dzieciaka – powiedziała El i mocniej mnie przytuliła.
„Nowa dzewczyna Herrego
powodem złego stanu Louisa?!”, „Dziewczyna z którą aktualnie umawia się
najgorętszy nastolatek świata nie jest powodem wypadku Louisa Tomlinsona.
Osobiście próbowała przywrócić mu tętno i oddech gdy nieodpowiedzialny kierowca
wjechał zza dużą prędkością na ulicę. Tommo chciał ocalić ośmiolatka przed
śmiercią odpychając go spod kół, sam niestety wpadł pod ten samochód. Rodzina
chłopca dziękuje a mężczyzna jest oskarżony o spowodowanie wypadku. Prawnicy
chłopaków rządają wysokiego zadośćuczycnienia które zostanie przekazane na
rechabilitację Louisa oraz wybraną przez niego organizajcję charytatywną.” - w każdej gazecie, tytuł sprowadzał się do
oskarżania Dony a tekst do jej uniewinniania. Prasa żyła, zarabiała tym
wypadkiem. Nikt jednak nie mówił o tym że
LOUISOWI ZOSTAŁ TYDZIEŃ, GÓRA DWA ŻYCIA!
- Niall? – usłyszałem za sobą głos Lottie.
- Tak, mała?
- A czy Lou… Czy on…
- Kochanie, tak mi przykro.
- Trafi do lepszego miejsca – powiedziała a po jej policzku pociekła łza – zrobi jeszcze wiele dobrego.
- Tak, zrobi – szepnęłem i zamknęłem oczy.
- Tak, mała?
- A czy Lou… Czy on…
- Kochanie, tak mi przykro.
- Trafi do lepszego miejsca – powiedziała a po jej policzku pociekła łza – zrobi jeszcze wiele dobrego.
- Tak, zrobi – szepnęłem i zamknęłem oczy.
środa, 15 stycznia 2014
Prolog
Minął już miesiąc od śmierci mojego przyjaciela a może nawet
kogoś więcej, z każdym dniem cierpiałem coraz bardziej. Nie rozumiałem dlaczego
Bóg musiał zabrać akurat jego. Pamiętam ostatni dzień jego życia i nie chce do
nigdy zapomnieć…
Było ciepło, w końcu było lato, nasze ostatnie koncerty z trasy koncertowej
każdym cieszyliśmy się dwa razy bardziej i dawaliśmy z siebie dwa razy więcej.
Zaśpiewaliśmy piosenki, powygłupialiśmy się na scenie… Przedłużaliśmy koncerty
do granic, ten także. To był nasz przedostatni koncert tej trasy, najpierw
śpiewaliśmy piosenki, potem Zayn opowiedział kilka kawałów. Harry zaczął go
obrzucać pomidorami, zacząłem się śmiać Lou popatrzył na mnie i też zachichotał.
Potem sam chwycił pomidora i rzucił nim we mnie, umknąłem a czerwona plama
pojawiła się na białej sukience jednej z naszych fanek. Liam od razu wciągnął
ją na scenę. Przeprosiliśmy ją i każdy z nas cmoknął ją w policzek, Harry „przez
przypadek” pocałował dziewczynę w usta.
- Jak się nazywasz? – zapytał Zayn
- Dona, znaczy Dominika – odpowiedziała spokojnie
- Jaka jest twoja ulubiona piosenka? – zapytał Lou
- „Na na na” – odparła, a muzyka zaczęła lecieć. Liam zaczął śpiewać
- „We’ve got a bit of love hate
You take me to the edge then you hit the breaks
I say it’s over one day
But then I’m calling back begging you to stay…” – w tym momencie dołączyły się do niego inne fanki. Dona stała jak by ją wmurowało… Piosenka leciała dalej, zaczęła się zwrotka Harrego podszedł do niej I zaczął od “We make up then we break up all the time”
- „We-re like na na na
Then we’re like yeah yeah yeah” – podsunął Donie mikrofon zachęcając ją by zaśpiewała, ta wzięła oddech i nagle wszyscy usłyszeliśmy jej śliczny głos:
- „Always like na na na
Then we-re like yeah yeah yeah” – zamurowało nas ale Zayn śpiewał dalej. Dziewczynie która stała obok niej jeszcze tak nie dawno pociekły po policzku łzy. Dona bezgłośnie powiedziała jej „OK Nat, is OK”… Harry zbliżył się do niej i chwycił ją w tali na szczęście Zayn ich zasłonił więc fanki jej potem nie zabiły, wsunął jej do ręki swój numer telefonu. Pamiętam jej jego usta bezgłośnie powiedziały „Zadzwoń przed północą”. Wiedziałem dlaczego ta godzina, ponieważ powinniśmy się stąd zebrać przed jedenastą. Na jej twarzy zauważyłem zaskoczenie, radość i strach. Chciałem krzyknąć „ZADZWOŃ! ON NIE JEST ZŁY! ON NIE JEST KOBIECIARZEM”, ale wiedziałem że to by im nie pomogło a tylko zaskoczyło. Więc gdy tylko Harry odszedł by zaśpiewać swój wers ja do niej podeszłem i szepnąłem „zadzwoń do niego, nie pożałujesz” dziewczyna się uśmiechnęła, wiedziałem że pomogłem jej podjąć decyzję. Gdy skończyliśmy Na na na, Dona chciała zejść ze sceny ale posadziliśmy ją na jej środku i zaśpiewaliśmy jeszcze Little thing, wiedziałem a właściwie wiedzieliśmy że czas już skończyć. Lou krzyknął:
- Kochamy was! Do zobaczenia znowu! Jutro ostatni koncert i czas na odpoczynek. Bawcie się równie dobrze co my! – zaczęliśmy schodzić ze sceny. Hazz pociągnął za sobą Donę…
- Zadzwonisz?
- Tak – szepnęła i odeszła…
Po godzinie Harry odebrał telefon.
- Słucham? … Dona! To ty, jak się cieszę. Gdzie jesteś? … Czekaj tam za chwile przyjadę! … Nie, czekaj nigdzie nie idź… Proszę. – słyszałem tylko to co on mówił, ale po jego uśmiechu widziałam że zgodziła się poczekać.
Pół godziny później Harry wprowadzał Donę do apartamentu który mieliśmy wynajęty, koncert nazajutrz miał odbyć się w tym samym mieście więc nie spaliśmy w Tour Busie.
- Poznajcie Done – powiedział, ciągle trzymając dziewczynę za rękę. Ona się delikatnie uśmiechała, on miał miłość w oczach. On, często interesował się kobietami ale nie widziałem go jeszcze w takim stanie.
- Hej – krzyknęliśmy, Lou był już w pokoju. Zayn też się zbierał. Liam postanowił że zadzwoni do rodziny więc też uciekł do pokoju. Wiedziałem że zrobili to dla niego, Dona nie czuła się już tak skrępowana czuła się dobrze.
- No to ja też was opuszczę – powiedziałem udając się do swojego pokoju, kusiło mnie by wymknąć się do Lou, ale stwierdziłem że Hazz i Dona mnie przyłapią.
- Jak się nazywasz? – zapytał Zayn
- Dona, znaczy Dominika – odpowiedziała spokojnie
- Jaka jest twoja ulubiona piosenka? – zapytał Lou
- „Na na na” – odparła, a muzyka zaczęła lecieć. Liam zaczął śpiewać
- „We’ve got a bit of love hate
You take me to the edge then you hit the breaks
I say it’s over one day
But then I’m calling back begging you to stay…” – w tym momencie dołączyły się do niego inne fanki. Dona stała jak by ją wmurowało… Piosenka leciała dalej, zaczęła się zwrotka Harrego podszedł do niej I zaczął od “We make up then we break up all the time”
- „We-re like na na na
Then we’re like yeah yeah yeah” – podsunął Donie mikrofon zachęcając ją by zaśpiewała, ta wzięła oddech i nagle wszyscy usłyszeliśmy jej śliczny głos:
- „Always like na na na
Then we-re like yeah yeah yeah” – zamurowało nas ale Zayn śpiewał dalej. Dziewczynie która stała obok niej jeszcze tak nie dawno pociekły po policzku łzy. Dona bezgłośnie powiedziała jej „OK Nat, is OK”… Harry zbliżył się do niej i chwycił ją w tali na szczęście Zayn ich zasłonił więc fanki jej potem nie zabiły, wsunął jej do ręki swój numer telefonu. Pamiętam jej jego usta bezgłośnie powiedziały „Zadzwoń przed północą”. Wiedziałem dlaczego ta godzina, ponieważ powinniśmy się stąd zebrać przed jedenastą. Na jej twarzy zauważyłem zaskoczenie, radość i strach. Chciałem krzyknąć „ZADZWOŃ! ON NIE JEST ZŁY! ON NIE JEST KOBIECIARZEM”, ale wiedziałem że to by im nie pomogło a tylko zaskoczyło. Więc gdy tylko Harry odszedł by zaśpiewać swój wers ja do niej podeszłem i szepnąłem „zadzwoń do niego, nie pożałujesz” dziewczyna się uśmiechnęła, wiedziałem że pomogłem jej podjąć decyzję. Gdy skończyliśmy Na na na, Dona chciała zejść ze sceny ale posadziliśmy ją na jej środku i zaśpiewaliśmy jeszcze Little thing, wiedziałem a właściwie wiedzieliśmy że czas już skończyć. Lou krzyknął:
- Kochamy was! Do zobaczenia znowu! Jutro ostatni koncert i czas na odpoczynek. Bawcie się równie dobrze co my! – zaczęliśmy schodzić ze sceny. Hazz pociągnął za sobą Donę…
- Zadzwonisz?
- Tak – szepnęła i odeszła…
Po godzinie Harry odebrał telefon.
- Słucham? … Dona! To ty, jak się cieszę. Gdzie jesteś? … Czekaj tam za chwile przyjadę! … Nie, czekaj nigdzie nie idź… Proszę. – słyszałem tylko to co on mówił, ale po jego uśmiechu widziałam że zgodziła się poczekać.
Pół godziny później Harry wprowadzał Donę do apartamentu który mieliśmy wynajęty, koncert nazajutrz miał odbyć się w tym samym mieście więc nie spaliśmy w Tour Busie.
- Poznajcie Done – powiedział, ciągle trzymając dziewczynę za rękę. Ona się delikatnie uśmiechała, on miał miłość w oczach. On, często interesował się kobietami ale nie widziałem go jeszcze w takim stanie.
- Hej – krzyknęliśmy, Lou był już w pokoju. Zayn też się zbierał. Liam postanowił że zadzwoni do rodziny więc też uciekł do pokoju. Wiedziałem że zrobili to dla niego, Dona nie czuła się już tak skrępowana czuła się dobrze.
- No to ja też was opuszczę – powiedziałem udając się do swojego pokoju, kusiło mnie by wymknąć się do Lou, ale stwierdziłem że Hazz i Dona mnie przyłapią.
*oczami Harrego
- Dona, ja cię nie skrzywdzę. Będziemy przyjaciółmi, będziemy kim tylko
będziesz chciała ale nie opuszczaj mnie – szepnęła gdy odjechaliśmy.
- Nie opuszczę, gdy tylko… Harry ja nie wiem jak mam to określić ale jak mnie pocałowałeś na scenie to…
- To nie było przez przypadek, chciałem mieć pewność. I ją zdobyłem tymi motylami w brzuchu – szepnąłem i ponownie złączyłem nasze wargi
- Ja… Harry to dziwne jeśli powiem że pokochałam cię 13 lipca 2010?
- Ja… Ja wtedy nie byłem sławny – szepnąłem.
- Ale już byłeś moim sercem.
Gdy dojechaliśmy do apartamentu chłopaki szybko uciekli do swoich pokoi zostawiając mnie sam na sam z Doną, włączyłem „Że cię nie opuszczę…” ona oparła się o mnie, ja głaskałem ją po głowie. Pod koniec filmu już spała więc wyłączyłem telewizor i chciałem ją przykryć ale się przebudziła.
- Lepiej wrócę do siebie – szepnęła z łzą w oku.
- Nie uciekaj…
- To ty uciekasz do sypialni zostawiając mnie tu – szepnęła a po policzku pociekła jej łza.
- Chcesz, chciałaś iść ze mną?
- Ja…
- Dona, chodź – powiedziałem i wziąłem ją na ręce – nie chciałem cię tam brać byś nie pomyślała że chce cię wykorzystać. Ja chce twojego szczęścia, tylko wtedy będę szczęśliwy. Jesteś moją księżniczką, moim powietrzem i życiem. Zacznijmy od przyjaźni, śpij u mnie i bądź ze mną. Przejdźmy do miłości która i tak już jest, ale nie róbmy niczego pochopnie. Poczekajmy – powiedziałem i pocałowałem ją w czoło – będę twoim aniołem.
- A ja twoim aniołem, nie zranisz mnie?
- Nie księżniczko, nigdy – szepnąłem i położyłem ją do łóżka.
- Czekaj, ściągnę spodenki dasz mi jakąś koszulkę, taką dłuższą.
- Jasne, czekaj… - rzuciłem jej koszulkę – wyjdę.
- Jak chcesz – powiedziała a ja zostałem, stała się odważniejsza niż na scenie. Choć właściwie już tam była odważna, zaśpiewała przed tysiącami ludzi i nawet nie zafałszowała.
- Dobranoc księżniczko – powiedziałem gdy położyłem się obok niej – Masz śliczny głos – dodałem i zacząłem nucić piosenki by zasnęła, spała wtulając się w moją pierś. Gdy się obudziliśmy Lou wychodził do sklepu. Niall siedział w oknie, Zayn brał prysznic a Liam jeszcze spał co było dziwne.
Po chwili usłyszeliśmy klakson, Niall zbieg z okna i nic nie mówiąc wybiegł.
- Nie opuszczę, gdy tylko… Harry ja nie wiem jak mam to określić ale jak mnie pocałowałeś na scenie to…
- To nie było przez przypadek, chciałem mieć pewność. I ją zdobyłem tymi motylami w brzuchu – szepnąłem i ponownie złączyłem nasze wargi
- Ja… Harry to dziwne jeśli powiem że pokochałam cię 13 lipca 2010?
- Ja… Ja wtedy nie byłem sławny – szepnąłem.
- Ale już byłeś moim sercem.
Gdy dojechaliśmy do apartamentu chłopaki szybko uciekli do swoich pokoi zostawiając mnie sam na sam z Doną, włączyłem „Że cię nie opuszczę…” ona oparła się o mnie, ja głaskałem ją po głowie. Pod koniec filmu już spała więc wyłączyłem telewizor i chciałem ją przykryć ale się przebudziła.
- Lepiej wrócę do siebie – szepnęła z łzą w oku.
- Nie uciekaj…
- To ty uciekasz do sypialni zostawiając mnie tu – szepnęła a po policzku pociekła jej łza.
- Chcesz, chciałaś iść ze mną?
- Ja…
- Dona, chodź – powiedziałem i wziąłem ją na ręce – nie chciałem cię tam brać byś nie pomyślała że chce cię wykorzystać. Ja chce twojego szczęścia, tylko wtedy będę szczęśliwy. Jesteś moją księżniczką, moim powietrzem i życiem. Zacznijmy od przyjaźni, śpij u mnie i bądź ze mną. Przejdźmy do miłości która i tak już jest, ale nie róbmy niczego pochopnie. Poczekajmy – powiedziałem i pocałowałem ją w czoło – będę twoim aniołem.
- A ja twoim aniołem, nie zranisz mnie?
- Nie księżniczko, nigdy – szepnąłem i położyłem ją do łóżka.
- Czekaj, ściągnę spodenki dasz mi jakąś koszulkę, taką dłuższą.
- Jasne, czekaj… - rzuciłem jej koszulkę – wyjdę.
- Jak chcesz – powiedziała a ja zostałem, stała się odważniejsza niż na scenie. Choć właściwie już tam była odważna, zaśpiewała przed tysiącami ludzi i nawet nie zafałszowała.
- Dobranoc księżniczko – powiedziałem gdy położyłem się obok niej – Masz śliczny głos – dodałem i zacząłem nucić piosenki by zasnęła, spała wtulając się w moją pierś. Gdy się obudziliśmy Lou wychodził do sklepu. Niall siedział w oknie, Zayn brał prysznic a Liam jeszcze spał co było dziwne.
Po chwili usłyszeliśmy klakson, Niall zbieg z okna i nic nie mówiąc wybiegł.
Wstęp
Nie wiem co mnie natchnęło na tego imagina, na taki temat ale wiem że muszę to napisać. Że to może pomóc mi odzyskać wenę... Kolejny 'projekt' jaki zaczynam. Ale skończę wszystkie.
Proszę o szczere komentarze, najlepiej pod każdą częścią xD
Proszę o posyłanie dalej i obserwowanie :)
Z góry dziękuję:
DONA :****
Subskrybuj:
Posty (Atom)