czwartek, 16 stycznia 2014

Part 1.


            Siedziałem w oknie, widziałem Lou wychodzącego z hotelu a za nim ochroniarzy. Pamiętam jak się odwrócił i uśmiechnął, pomachał mi. Żałowałem że w nocy się nie wymknęłem do niego, że go nie przytuliłem. Nie pocałowałem i że mu nie powiedziałem jak bardzo go kocham. I wtedy ten idiota wyjechał zza rogu, Lou stał na chodniku ale ten mały chłopczyk nie. Rzucił się by odtrącić malucha z jezdni, ale sam nie uciekł. Samochód w niego uderzył a ja zeskoczyłem z parapetu na którym siedziałem i wybiegłem najszybciej jak umiałem, tak szybko na ile pozwalało mi chore kolano. Słyszałem trzaśnięcie odbitych drzwi w głębi duszy widziałem zdziwione miny chłopaków. Potem usłyszałem damski głos, wiedziałem że to Dona
- Boże! Louis! – jej głos był pełen przerażenia, przyśpieszyłem. Wiedziałem że oni wybiegli już za mną. Ludzie już się zbiegli, ktoś reanimował Louisa. Słyszałem krzyki przerażenia. Widziałem fanki, które dzień wcześniej były na koncercie. Nie podbieły do mnie, stały tylko i płakały. Do mnie nie docierało ci się dzieje, usłyszałem pogotowie było gdzieś daleko. Dona wybiegła z hotelu a za nią chłopaki. Podbiegła do Lou, sprawdziła tętno a po jej policzkach pociekły pojedyncze łzy, dziewczyna która go reanimowała zamieniła się z nim. Po jakichś dzisięciu minutach Dona nie miała siły, Harry ją odciągnął a do mojego przyjaciela szybko doskoczył jakiś facet. Ja stałem jak wmurowany. Dona ledwo trzymała się na nogach, miała na sobie T-Shirt Harrego, który wtedy ją mocno przytulał. Ja ciągle się nie ruszałem, nie chciałem wierzyć w to co się dzieje. Jeszcze pięć minut temu mówił że zaraz wróci a teraz sanitariusze się nad nim pochylali i przypinali do aparatury. Harry szeptał coś do Dony, głaskął ją po włosach a w końcu cmoknął we włosy, dziwne było to żę fanki nie zareagowały.
- Nat! – szepnęła Dona gdy ta do nich podeszła, wyrwała się na chwilę z uścisku Hazzy, lecz o mało nie upadła i on ją spowrotem chwycił. Nat zobaczyła Louisa i oparła się na jakimś facecie, który strącił ją ze swojego ramienia. Na szczęście Liam stał blisko i ją przytrzymał.
- W porządku?
- Tak, chyba – odpowiedziała. Dona płakała, Harry ją uspokajał. Ja nie wierzyłem w to co się działo. Liam trzymał Nat jak by była małą dziewczynką, szklaną lalką i mogła się zaraz rozpaść na kawałki. Zayn, on stał z dziwnym wyrazem twarzy. Lou leżał i umierał na drodzę, choć wtedy tego jeszcze nie wiedziałem a ja, ja nie umiałem nic zrobić. W końcu rzuciłem się w jego stronę.
- Lou! Żyj Lou! Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie! – krzyczałem, ale nikt tak naprawdę nie rozumiał co się ze mną działo. Sanitariusze odciągneli mnie gdy dwaj inni wkładali na noszach Lou do karetki. Słyszałem jak odjeżdżają na sygnale. Ruszyłem w stronę hotelu, moi przyjaciele i Dona. I Nat ruszyli za mną. Ochroniarze nie chcieli wpuścić dziewczyn ale Harry im powiedział że Dona jest z nim a Nat z Liamem i nie robili problemów. Wbiegłem do swojego pokoju, pamiętam jak wyrzuciłem wszystko z walizki. Wyciągnęłem spodnie i bluzkę, szybko znalazłem buty i chciałem wybiec. Dona stała w krótkich spodnkach Perrie, które Zayn miał zawsze przy sobie i koszuli Hazzy. Nat stała tak jak przyszła. Harry zakładał buty nie spuszczając wzroku z Dony. Zayn stał już ubrany, rozmawiał z Liamem, który mówił coś do słuchawki. Ale do mnie nie docierały ich słowa. Chwyciłem za kluczyki.
- Nie będziesz prowadził, samochód czeka przed hotelem – powiedział Harry odbierając mi kluczyki i obejmując Done w tali. Ta chwyciła Nat za rękę i pocągnęła do drzwi gdy opuszczali apartament z Harrym. Szybko zgromili mnie wzrokiem więc ruszyłem za nimi, za mną reszta.
            W szpitalu prawie niczego mi nie powiedzieli, Lou leżał na OIOMie, jego stan był ciężki.
- Nic mu nie będzie, prawda? – pytała Dona przez łzy. To co się stało, jeszcze bardziej zbliżyło ją do Harrego, ale dziwnie mnie to uspokajało.
- Jak się czujesz? – zapytał mnie Harry gdy Dona zasnęła a chłopaki poszli z Nat po coś do jedzenia.
- Nie mogę w to uwierzyć – wyszeptałem a maszyny zaczęły pikać, zbiegli się lekarze. Krzyczeli coś do siebie, Dona się przebudziła a po jej policzku pociekła łza.
- Nie, tylko nie znowu to. Proszę Lou, bądź silniejszy od niego. Bądź silniejszy – wyszeptała i oparła głowę o ramię Harrego, ten mocno ją przytulił. Po kilku minutach lekarze wyszli, ale… Lou żył, wtedy jeszcze żył.
Gdy Nat i chłopacy przynieśli jedzenie nic nie przełknęłem, Dona też nic nie zjadła. Harry ledwo tknął sałatkę.
- Dona, jedz – powiedziała Nat.
- Nie jestem głodna.
- Dona! – krzyknęła Nat – Chyba nie chcesz by było tak jak ostatnio!?
- Nat. Nie. Jestem. Głodna – zaakcentowała każde słowo…
- Dona, proszę. Schudłaś piętnaście kilo ostatnio, nie możesz wrócić do normalnej wagi. Zjedz coś – błagała ją Nat.
- Dobra – powiedziła i zjadła sałatkę – zadowolona?!
- Powiedzmy – odszepnęła Nat. Pamiętam że wytłumaczyła Zayn’owi że pięć miesięcy temu umarł jej wujek, także w wypadku. Że nic nie jadła, popadła w depresję. Bardzo dużo schudła i że nie mogła wrócić do NORMALNEJ wagi. Harry, także, słuchał tej opowieści a na jego twarzy pojawił się strach, zaniepokojenie i złość – wszystko wymieroznę w Donę.
            Przez kilka dni czuwałem przy łóżku Louisa, starałem się nie wychodzić bez bardzo pilnej potrzeby. Prawie nic nie jadłem. Nie chciałem go opuszczać. Wiedziałem że nasz czas dobiega końca. W trakcie tych kilku dni Dona i Hazz bardzo się związali. Liam, stał się dla Nat najlepszym przyjacielem. Perrie, przerwała trasę i przyleciała do Zayn’a my po raz pierwszy odwołaliśmy koncert. Ale co to zmieniało?! Zespół już nie istniał, bez Louisa nas nie było! Wszyscy wiedzieliśmy że to koniec, ale nikt z nas się z tym nie godził. Siostry Louisa ciągle mówiły że on jeszcze się obudzi, jego mama ciągle płakała. Ja też. Nikt. ZUPEŁNIE NIKT NIE WIEDZIAŁ jak bardzo źle się czuję, traciłem przyjaciela. Traciłem chłopaka, ale oni o tym nie wiedzieli. Teraz w gazetach górował wielki nagłówek „Lou popełnia samobójstwo bo Harry zostawia go dla dziewczyny?” albo „Co wspólnego z wypadkiem ma nowa dziewczyna Harrego?”. Dona nie czuła się z tym dobrze, Harry jeszcze gorzej. Wszyscy mówili że to co się stało to skutek rozpadu NIEISTNIEJĄCEGO związku Harrego i Louisa. Po nocach, gdy byłem sam z Lou płakałem, mówiłem jak bardzo go kocham. Jak wiele mogliśmy jeszcze zrobić. Rano gdy wstawało słońce a do Sali wchodzili lekarze zachowywałem się jak przyjaciel a nie kochanek. Gdy nasi przyjaciele tu byli czułem się lepiej. Gdy widziałem Done, to jak bardzo marniała z dnia na dzień chciało mi się płakać. Wspierała ją Eleonor, „dziewczyna” Louisa, która wiedziała o naszym związku jako jedyna. Była naszą przyjaciółką a teraz wspierała dziewczynę Harrego. Perrie także bardzo się z nią zaptrzyjaźniła. Nat… Nat płakała nad Lou, przyjaźniła się z Liamem i dziewczynami ale mało wychodziła.
- Czy on, jak długo… - zapytała El na kilka dni przed śmiercią Lou.
- Nie wiem, lekarze dają mu tydzień, dwa. Ja… My go tracimy – powiedziałem i oparłem głowę o jej ramię, zaczęłem płakać.
- Ciii… Masz przyjaciół. Lou będzie czuwał nad nami, nad wszystkimi – powiedziała i chwyciła jego dłoń – Kocham Cię Lou, Niall też cię kocha – szepnęła ciszej.
- Dlaczego to akurat on?
- Bo ma dobre serce, ratował tego dzieciaka – powiedziała El i mocniej mnie przytuliła.
        „Nowa dzewczyna Herrego powodem złego stanu Louisa?!”, „Dziewczyna z którą aktualnie umawia się najgorętszy nastolatek świata nie jest powodem wypadku Louisa Tomlinsona. Osobiście próbowała przywrócić mu tętno i oddech gdy nieodpowiedzialny kierowca wjechał zza dużą prędkością na ulicę. Tommo chciał ocalić ośmiolatka przed śmiercią odpychając go spod kół, sam niestety wpadł pod ten samochód. Rodzina chłopca dziękuje a mężczyzna jest oskarżony o spowodowanie wypadku. Prawnicy chłopaków rządają wysokiego zadośćuczycnienia które zostanie przekazane na rechabilitację Louisa oraz wybraną przez niego organizajcję charytatywną.”  - w każdej gazecie, tytuł sprowadzał się do oskarżania Dony a tekst do jej uniewinniania. Prasa żyła, zarabiała tym wypadkiem. Nikt jednak nie mówił o tym że  LOUISOWI ZOSTAŁ TYDZIEŃ, GÓRA DWA ŻYCIA!

- Niall? – usłyszałem za sobą głos Lottie.
- Tak, mała?
- A czy Lou… Czy on…
- Kochanie, tak mi przykro.
- Trafi do lepszego miejsca – powiedziała a po jej policzku pociekła łza – zrobi jeszcze wiele dobrego.
- Tak, zrobi – szepnęłem i zamknęłem oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz